Informacja prasowa

W szpitalu w Chicago „straty uboczne” wojny gangów nigdy nie ustępują

16 lipca 2012

(Wiadomości CBS) CHICAGO – Przestępczość z użyciem przemocy w Ameryce spada od sześciu lat z rzędu, a liczba zabójstw w zeszłym roku spadła o prawie 6 procent. Ale w Chicago w tym roku doszło do 275 zabójstw, większość z nich miała związek z gangami. W trzecim co do wielkości mieście kraju w ciągu ostatniego weekendu doszło do 17 strzelanin.

Burmistrz Rahm Emanuel ogłosił w poniedziałek nowy atak na gangi, w tym plan zabicia deskami lub zburzenia opuszczonych budynków, w których prowadzą działalność. Jednak przemoc nadal zbiera swoje żniwo, jak dowiedział się CBS News z linii frontu w dużym szpitalu.

Do Centrum Traumatologii w hrabstwie Cook w Szpitalu Strogera w Chicago karetki pogotowia dowożą kolejne ofiary przemocy gangów, której nie da się powstrzymać.

Jednostka ta zajmuje się rocznie około 1500 przypadkami postrzałów i pchnięć nożem.

„Słyszałem jakieś cztery lub pięć (strzałów)” – opowiada jeden z pacjentów pielęgniarce.

W pierwszym półroczu tego roku w Chicago odnotowano o 22 procent więcej morderstw niż w Nowym Jorku, mieście, w którym mieszka o 5,5 miliona ludzi więcej.

Lekarze udzielają pomocy mężczyźnie na noszach: „Jedna rana kłuta, około jednego cala długości. … Stracił około 20 cm3 krwi”.

W samym środku tego zamieszania znajduje się dr Fred Starr, który był kierownikiem oddziału w weekend, kiedy go odwiedziliśmy.

„Widziałem prawdopodobnie więcej osób w tym roku, które zostały złapane w krzyżowym ogniu, albo wiesz, dostały zabłąkaną kulę i to jest z pewnością alarmujące” — powiedział Starr. Powiedział, że jest zły z powodu przemocy, dodając: „Kiedy widzę dzieci — mam dwójkę własnych dzieci i z pewnością sprawia to, że jest to dla mnie bardzo osobiste”.

Wśród ofiar znalazła się 7-letnia Heaven Sutton, zastrzelona podczas sprzedaży cukierków przed domem; oraz 10-letnia Kitanna Peterson, zastrzelona podczas zabawy w strumieniu wody z hydrantu. W zeszłym tygodniu została leczona w ośrodku traumatologicznym.

„Po prostu znaleźli się w złym miejscu o złej porze” – powiedział Starr. „Są ubocznymi ofiarami przemocy, która ma miejsce na ulicach”.

Starr nie przejmuje się poczuciem przytłoczenia.

„Tutaj bywa bardzo tłoczno, ale przyzwyczailiśmy się do tego” – powiedział.

Spotkaliśmy ratownika medycznego Wesleya Metcalfa chwilę po tym, jak przywiózł mężczyznę z raną głowy.

„W całym mieście jest tłoczno. Wszyscy wychodzą i coś robią” – powiedział. „Mieliśmy telefon w zeszłym miesiącu, młody mężczyzna szedł na bal maturalny. Czternasta po południu, pięć osób postrzelonych. Zgarnęliśmy go. Nadal miał na sobie smoking, postrzelony w klatkę piersiową. Przywieźliśmy go tutaj. Był [martwy po przyjeździe]”.

„Siedemnaście lat” – powiedział Metcalf. „Idzie na bal maturalny”.

Wśród weteranów gangu leczonych w ośrodku Stroger panuje niemal zapierająca dech w piersiach nonszalancja.

Tagi
W szpitalu w Chicago „straty uboczne” wojny gangów nigdy nie ustępują
pl_PLPolski